...żeby napisać o sprawie, którą na swoim blogu poruszyła Kardamonowa
Pewna gazeta, której nie będę robić tu reklamy (z czystej przekory) zamieściła na swoich łamach fascynującą definicję scrapbookingu:
"Scrapbooking - drogie pinezki, cekiny, serduszka, błyszczące kwiatki i
kokardy, które kupuje się przez internet i wykorzystuje do robienia
ramek, laurek i wszelkiego typu ozdób. Uwaga: tylko dla dorosłych! To
szał pracownic korporacji, które po pracy relaksują się, wyobrażając
sobie, że są XIX wiecznymi gospodyniami domowymi".
Doprawdy, fascynujące...
Jeśli ktoś chciałby wyrazić swój sprzeciw w sprawie traktowania scraperek jak opóźnionych w rozwoju pracownic korporacyjnej machiny, zagrzebanych w cekinach, kokardkach, obowiązkowo drogich "pinezkach", błyszczących kwiatkach, które muszą sobie wyobrażać cokolwiek przy tworzeniu, aby się zrelaksować - zapraszamy do wysmażenia maila do szanownej redakcji: obcasy-p@agora.pl
***
Owa fascynująca definicja szarpnęła mną na tyle, że przekopałam całe zapasy przydasi w poszukiwaniu błyszczących kwiatków, cekinów, kokardek i drogich "pinezek".
Nie znalazłam ani jednej z wyżej wymienionych rzeczy...
W związku z tym - nie jestem scraperką, ani nikim "z tych rzeczy".
Aż musiałam kolaż trzasnąć, który nawiązuje przy okazji do tematu na CollageCafe
A to dobre :):):)
OdpowiedzUsuńHahahahhaha! Mnie to też zaskoczyło, większego idiotyzmu dawno nie czytałam!
OdpowiedzUsuńJakby co mogę się dopisać do sprzeciwu.Bardzo chętnie:)
ps. Zgadzam sie z jednym:
OdpowiedzUsuńdefinicja jest fascynujaca! :)
ps. scrapbooking to nie laurki - blad merytoryczny - laurki to card making :)
OdpowiedzUsuńNiezłe, niezłe... Szkoda słów, ja nad takimi przechodzę rzucając wymownie wzrokiem. To taka sama dyskusja jak z tym, że nauczyciele mają tyyyyyle wolnego. Jak się komuś nie podoba to niech nie patrzy itd.
OdpowiedzUsuńnauczyciele mają dużo wolnego czasu - buhahahaha...
OdpowiedzUsuńmusiałam. :)
moje słuszne oburzenie już znasz, a praca...
de-lic-je! choć nieprzepisowa. ;)
nie chcę tu wprowadzać zbędnych dyskusji na inny temat. Chodzi mi o to, że ktoś nie ma pojęcia o czym pisze (w tym przypadku) i innych wręcz obraża. Niestety ja spotykam takie osoby nie tylko w gazecie. Nie znają tematu (ów) i pozwalają sobie za dużo...:(((
Usuńhah, no toż widzę że i koleżance cekinów już zabrakło...
OdpowiedzUsuńmaliny!
Dobre!!! i tekst i kolaż :)
OdpowiedzUsuńdobre;D!
OdpowiedzUsuńhehehehhe... nieźle...
OdpowiedzUsuńno ja też cekinów nie posiadam... nawet pinezki nie mam kurczę...
ale kwiatek z brokatem jak najbardziej u siebie z jeden znajdę...
aaaaaaaaaa i w ZUS-ie pracuję, w zasadzie firma jak korporacja i co teraz ze mną będzie?
heheheeheh
cholera a ja nie mam drogich pinezek, tylko takie taniochy... a tak w ogóle to czuję się tą definicją oświecona, gdyż do tej pory sądziłam, że zajmują się tym głównie amerykańskie emerytowane gospodynie domowe, koniecznie z nadwagą... ;)
OdpowiedzUsuńnormalnie chyba przestanę, w ramach bojkotu, kupować tę gazetę... chociaż może gdybym miała ten egzemplarz, to jakiś kolażyk by się w ramach relaksu machnęło i może nawet wysłało do redakcji...?
choć sama siebie scraperką bym nie nazwała, to wolę czuć się XIX-wieczną gospodynią domową, niż pracować w takiej korporacyjnej redakcji. ciekawa jestem czym się autorka tej definicji zajmuje w wolnym czasie (o ile takowy ma, przeż praca w TAKIEJ redakcji zobowiązuje), może poleruje te swoje wysokie obcasy? woskuje i pastuje zapamiętale?
ehh... spadam zagrzebać się w moich cekinach i serduszkach :)
kolaż cudny, ale nie widzę błyszczących kwiatków, co się stało? :P
No baaaardzo ciekawa definicja... Teraz to zastanawiam się jak się nazywa MOJE hobby... :D
OdpowiedzUsuńHOw ridiculous! Clearly they are completely ignorant...
OdpowiedzUsuńA ja bym tak autora/ki na straty od ręki nie spisywała :) toć wie więcej, niż my wiemy! bo , że niby skąd mam wiedzieć, że XIX wieczne gospodynie domowe po pracy w korporacji kleiły cekiny i drogie pinezki z netu na laurkach i innych ozdobach! ha, to wiedza cenna! Ja już prędzej do Koła Gospodyń Wiejskich byłam gotowa się porównać...
OdpowiedzUsuńAle to przykład, z jak dużym dystansem należy podchodzić do tego, co wyczytujemy (czasem ze zrozumieniem:) w gazetach. jeśli założyć, że w każdej dziedzinie piszą takie farmazony, a my się na to łapiemy... uff, pora się otrząsnąć!